Szybkie czytanie

Przeczytaj to! Szybko!

Treningi szybkiego czytania zdają się być nowoczesnym wynalazkiem. Cóż... jeśli tak myślicie, musicie - nomen omen - szybko doczytać, że tak naprawdę zjawisko to przeżywa swój renesans. Pierwsze wzmianki nie są co prawda przeraźliwie odległe, ale też nie są wymysłem sprzed kilku lat. Chodzi bowiem o rok 1879, kiedy to niejaki E. Javal zajął się pierwszymi odnotowanymi badaniami nad szybkim czytaniem. Jaki przyświecał mu cel, spytacie? Otóż, był on szlachetny. Javalowi leżała na sercu międzyludzka komunikacja. Pragnął, by była ona sprawniejsza i po prostu lepsza. Był przekonany, że przyspieszenie czytania (ale i również pisania) będzie sprzyjać bardziej dogłębnemu wzajemnemu porozumieniu. Niewiele później przyszedł mu w sukurs angielski naukowiec - E. Frya; nie tylko potwierdził słuszność tezy Javala, ale posunął się dalej: ogłosił, że szybsze czytanie zaowocuje lepszą efektywnością i przyswajalnością języków obcych.

Panowie Javal i Frya są jednak dla szybkiego czytania tym, czym tańce plemienne dla breakdance'a. W powszechnej świadomości bowiem, jako przełom utrwalił się początek XX wieku. Właśnie wtedy miał miejsce swoisty wydawniczy "boom", na który statystyczny czytelnik zareagował podobnie, jak modelka na wysokokaloryczne danie. Systematycznie przybywało więc również sporo opracowań, które traktowały o szybkim spostrzeganiu. Za inspirację posłużyły w końcu... Królewskie Siły Powietrzne i ich przygody z II wojny światowej. Ściślej, chodziło o pilotów, którzy podczas lotu nie potrafili rozróżnić samolotów wroga... od własnych. Zauważyli to taktycy i nie bez słuszności stwierdzili, że jest to pewien problem. Zaczęły się więc poszukiwania remedium... które zakończyły się wynalezieniem tachistoskopu.

Użycie tego przyrządu wyglądało w ten sposób, że na wielkim ekranie wyświetlano w pierwszej kolejności sporych gabarytów samolot sojuszniczy bądź wrogi. Wyświetlano je przez dłuższy czas, ale kolejnym krokiem było regularne zmniejszanie obrazu samolotu, przy czym czas wyświetlania przyspieszał niczym rosyjska muzyka ludowa. Wnioski z takich praktyk wprawiały w osłupienie: dzięki nim, pierwszy lepszy przechodzień zwinięty z ulicy potrafił właściwie rozpoznać malutki samolocik... w jedną pięćsetną sekundy! To właśnie był ten kamień milowy, za którym szybkie czytanie weszło do kanonu. Wszystko, co trzeba było zrobić, to zamienić samoloty na słowa, ich gabaryty na czcionkę, a reszta procedury wyglądała identycznie. Co się okazało? Że mózgi badanych reagowały tak samo jak wtedy, gdy zajmowały się percepcją maszyn. Wszystkie słowa odczytane poprawnie! Szóstka.

Nie jest więc niczym dziwnym, że tachistoskop zaczął służyć na dobre jako dyspozycyjny pomocnik w nauce szybkiego czytania. Pozwalał podnieść tempo czytania z dwustu do czterystu wyrazów na minutę, czym bardzo się wówczas podniecano, sprytnie wypierając ze świadomości fakt, że... taki rezultat nie odzwierciedla rozpoznania właściwego samolotu w jedną pięćsetną sekundy. Wybaczmy jednak historycznym postaciom; ich satysfakcja, że kursant jest w stanie osiągnąć wynik 400 słów na minutę, to ich satysfakcja i nikt im jej nie odbierze. Cóż z tego, że zakres od 200 do 400 wyrazów to zakres... przeciętny? Tego dowiedzieliśmy się później, choć fakt faktem - zwolennicy metody tachistoskopowej mogli zauważyć pewne niepokojące sygnały. Wiara i obstawanie przy tym przyrządzie zrobiły jednak swoje. Tak czy inaczej, nie jest on muzealnym eksponatem. Również dzisiaj analogiczna metoda jest jedną z wchodzących w skład treningów szybkiego czytania.

Pewne ciekawe odkrycie przyniosły jednak dopiero lata 60-te. Zawdzięczamy je Evelyn Wood, która dowiodła, że wskutek treningu nasze narządy wzrokowe są w stanie poruszać się o wiele szybciej niż w tempie 400 słów na minutę, a jednocześnie... człowiek może rozumieć czytany w takim tempie tekst. Ta pani stworzyła metodologiczne fundamenty pod naukę szybkiego czytania i założyła Instytut Dynamicznego Czytania, którego filie powstały w dwustu miastach USA. To właśnie jej metody używa aktualnie ok. milion osób. Za jej czasów szkoły szybkiego czytania wyrastały jak grzyby po (obfitym) deszczu, a statystyczne tempo czytania wynosiło ok. 1000 słów na minutę, śmiejąc się prosto w twarz wyznawcom tachistoskopu. Pierwsze kursy zorganizowane były na salonach Uniwersytetu Harwardzkiego, a ćwiczeni byli na nich pracownicy najpotężniejszych amerykańskich korporacji. Cieszyły się jednak sporą sławą także w gronie dziennikarzy, badaczy, polityków i studentów. Jakby tego było mało, w sprawę wmieszał się sam prezydent; John F. Kennedy sam bowiem był niezłym asem, chwaląc się czytaniem 2000 słów w minutę. Wyszedł więc z inicjatywą kursów dla senatu w USA; za jego sprawą powstało też czytanie fotograficzne.

Dziś wiadomo już, że za szybkie czytanie - i czytanie w ogólności - odpowiedzialny jest, co do sedna, mózg - nie zaś oczy. Ta oczywista już wiedza toruje nam jednak drogę do świeższego spojrzenia i lepszych metod. Techniki treningu szybkiego czytania pozwalają wydobyć nie tylko potencjał oczu, ale i mózgu, a jednocześnie optymalnie zsynchronizować je, czyniąc z nich duet zgrany niczym przytulone do siebie syjamskie bliźnięta. Treści, które używane są do treningów to zwykle opowiadania, zawierające pewien szablon co do elementów: mają symbolikę, bohaterów, liczby, przenośnie, kontekst historyczny itd. Jeden kurs trwa przeważnie parę tygodni, a jego uczestnik ma za zadanie spożytkować uzyskaną w ten sposób wiedzę w samodzielnej pracy na polu prywatnym. W zasadzie, każdy z nas dysponuje potencjałem do czytania tysiąca słów na minutę, co wymaga jednak niemałych nakładów czasu i energii. Takie poświęcenie jednak nader często opłaca się - tym bardziej, gdy wychodzi na jaw, że po jakimś czasie przekraczamy ten tysiąc i zaczynamy doganiać Kennedy'ego.

Panowie wspomniani na samym niemal początku pragnęli lepszej komunikacji. Dzisiaj jednak treningi szybkiego czytania rekomendowane są raczej z tego powodu, że zalewają nas zewsząd informacje - i choć wiele z nich jest dla nas bezużytecznych, nie zaszkodzi szybko zapoznać się z nimi; tych zbędnych najwyżej mózg pozbędzie się sam podczas snu. Trzeba jednak pamiętać, że szybkie czytanie nie sprowadza się zaledwie do zdolności sprawnego i pełnego gracji skakania po kolejnych akapitach. Takie treningi znakomicie ćwiczą również zdolność koncentracji, pamięć, minimalizują liczbę zatrzymań wzroku zwanych "fiksacjami", doskonalą antycypację. Wszystkie te zdolności wzajemnie się uzupełniają, choć każda z nich ćwiczona jest szczególnie dobitnie przez konkretny zestaw zadań i ćwiczeń. Najlepsze jest to, że niektóre z nich możemy wykonywać samodzielnie w domowym zaciszu.

Technik treningu szybkiego czytania jest sporo i wiele z nich na pierwszy rzut oka może robić wrażenie nikłego związku z czytaniem. To jednak właśnie dlatego, że w czytanie zaangażowane są doprawdy różne procesy neuronalne. Gdyby komuś było dane obserwować aktywność mózgu w trakcie czytania, ten ktoś porzuciłby wiarę w prosty podział kompetencji na lewą i prawą półkulę - a istnieje spore prawdopodobieństwo, że żywicie ją również i Wy, drodzy czytelnicy. Rozpoznanie obiektu to nie tylko kwestia sprawnych, zdrowych oczu, ale choćby rzeczy tak trywialnej, jak zdolność skupienia uwagi. Jak możesz wiedzieć, co przed chwilą przeczytałeś, skoro szczekanie psa za oknem odebrałeś jako trzęsienie ziemi? Dystraktorów ("zakłócaczy") uwagi jest wiele, a uleganie im nie służy ani czytaniu ze zrozumieniem, ani czytaniu z odpowiednią szybkością. Koncentracja współpracuje zresztą i z słuchem; to jej rozproszenie, a nie kiepski słuch sam w sobie, może być przyczyną obsesyjnego powtarzania "co?".

Wróćmy jednak do czytania. Tego szybkiego. Wiemy już, że aby nabrało ono tempa, nie wystarczą wyćwiczone mięśnie gałek ocznych. Owszem, treningi szybkiego czytania przewidują metody, które są dla tych mięśni jak siłownia, ale podchodzą do tematu kompleksowo. Koncentrują się na wspomnianej koncentracji, przewidują też trening antycypacji, czyli zdolności przewidywania; jest to proces po części podświadomy, a po części świadomy. Polega on na tym, że wodząc wzrokiem po linijce tekstu można "wyprorokować" kolejne słowa, rozpoznając je np. po długości i kształcie. To całkiem logiczne, że umiejętność ta sprzyja szybszemu czytaniu. Spójrzcie jednak, jak wszystko ze wszystkim się tutaj wyraźnie zazębia: nawet antycypacja musi znać swoje miejsce w szeregu! Musimy przecież dostatecznie skupić się na aktualnie czytanych słowach, a antycypacji zostawić wystarczające pole do popisu. Jest to, owszem, proces dynamiczny, ale wszystko wymaga pewnych proporcji. 

A jak radziłby sobie komputer z superszybkim procesorem i pojedynczym dyskiem wewnętrznym na 20 gigabajtów? Dokładnie: radziłby sobie krótko, po czym momentalnie zacząłby się "mulić". W podobnych chwilach często stosujemy metodę "pięścią w złom"; aby więc uniknąć trzaskania się po głowie, należy ćwiczyć pojemność pamięci - powiększać zasób słów, uskuteczniać treningi, które mają na celu nie tylko poszerzanie słownictwa, ale też uczynienie go łatwiej dostępnym. By szybko czytać, trzeba też szybko kojarzyć słowa i rozumieć ich znaczenie. Dysponować szeregiem synonimów. Jeśli zaś mowa o wspomnianej dostępności, chodzi o to, byśmy nie za często mieli coś na końcu języka, tudzież na samym skraju mózgu. Często bywa przecież, że mamy świadomość, iż mamy w domu sokowirówkę, ale nie tylko nie pamiętamy, gdzie przebywa dokładnie. Pamięć zawodzi też w kwestii dokładnego wyglądu zagubionego sprzętu. Tak samo jest przecież ze słowami.

Treningi szybkiego czytania to także poszerzanie pola widzenia. Owszem, zdolność ta przydaje się nie tylko wtedy, gdy jedziemy standardową polską szosą między lasami i minęliśmy właśnie znak o dzikich zwierzętach. Obejmowanie wzrokiem większego kawałka tekstu bądź nawet jego całości - to umiejętność, która nie należy do rzeczy niemożliwych. Jak pewnie zauważyliście, wiąże się ona nieco z omawianą wyżej antycypacją. Trudno byłoby tutaj cokolwiek wyraźnie rozdzielić. Zafiksowaliśmy się trochę na punkcie tego holizmu - a skoro tak, to dobry czas, by poruszyć temat fiksacji wzrokowych. Nierzadko możemy zauważyć, że nasz wzrok zatrzymuje się na konkretnych fragmentach tekstu. Zatrzymuje się i jakby mimowolnie... nieruchomieje. Przyznacie, że to poważna przeszkoda na drodze do szybkiego czytania. Takie "zawieszki" poważnie spowalniają jego tempo, ale niektóre techniki efektywnie je eliminują. No, dobrze - odpowiednio je przynajmniej skracają, ponieważ nawet jako mistrzowie czytania, nadal pozostajemy ludźmi. 

Bardzo ważną sprawą jest w tym zagadnieniu subwokalizacja, a właściwie - wyproszenie jej za drzwi, ponieważ wielu z nas może ją gościć, a jednocześnie nie znać jej egzotycznego imienia. Jest to znany nawyk powtarzania, choćby szeptem, czytanego właśnie tekstu, jakby głoskowania w myślach. Być może zauważyliście ważne słowo: "powtarzania". A dlaczego nie "wymawiania"? Ponieważ w czasie rzeczywistym wydaje się to nam sprzężone z czytaniem w myślach, ale dla mózgu nie wygląda to w ten sam sposób. Tak naprawdę, subwokalizując, marnujemy zasoby tego cennego narządu na podwójną robotę. To zupełnie chybiony wysiłek, jeśli naszym celem faktycznie pozostaje szybkie czytanie. Trening szybkiego czytania pozwala zredukować, a w końcu wyeliminować subwokalizację: zgubny nawyk z wozu, neuronom lżej.

Niemniej uporczywe jest zjawisko regresji. Nic tak nie denerwuje, jak ciągłe wracanie do poprzednich linijek tekstu. Im wolniej się czyta, tym częściej też jest się świadkiem takich powrotów. Jest to czynność mimowolna lub świadoma i celowa, ale taki podział na niewiele się zdaje, gdyż regresja w każdym wydaniu stanowi barierę dla szybkiego czytania. Tu jednak dobitnie zbiegają się zagadnienia opisane wyżej; wracamy, bo zdaliśmy sobie sprawę, że nasze myśli odpłynęły i aktywny jest tylko wzrok. Wracamy, bo czegoś nie zrozumieliśmy, ale nie położyliśmy na to nacisku. Wracamy... bo nie przerobiliśmy tej linijki dobrze za pierwszym razem! Po prostu! Regresja jest więc jednym z tych nawyków, które skupiają w sobie całą masę wrogów szybkiego czytania. Jego treningi rozprawiają się z nimi na dobre. 

Nie zdziwcie się zatem, gdy stykając się z technikami szybkiego czytania, zobaczycie coś, co wydaje się być wciągającą, choć bezcelową zabawą. Życie to taki fenomen, w którym wszystko łączy się ze wszystkim, a proces czytania nie odbiega od tej prawidłowości. Nauka szybkiego czytania robi więc furorę, zaś nauka empiryczna cały czas idzie do przodu, wobec czego "szybkie czytanie" zaczyna przypominać odrębną gałąź wiedzy. Temu zagadnieniu poświęcony jest niemały kawałek literatury fachowej, którą moglibyśmy zgłębiać latami... ale może wystarczy parę godzin? Ano, właśnie. Dobrze jest zacząć choćby od paru metod dostępnych na wyciągnięcie ręki, ale ćwiczyć przy tym regularnie i aż do efektu. Wtedy on na pewno przyjdzie, a wówczas być może wrócicie do tego tekstu dosłownie na nie więcej jak minutę.

Powstaje jednak jeszcze jedno pytanie. Po co to szybkie czytanie ćwiczyć? Odpowiedź może zaskoczyć. Z powodu możliwości poprawy ilorazu inteligencji! Udowodniono bowiem, że iloraz inteligencji jako proces poznawczy, może podlegać kształtowaniu. Jak wynika z badań prowadzonych przez University College London, iloraz inteligencji może w ciągu czterech lat – w dowolnym momencie naszego życia – wzrosnąć, i to nie o marny punkt czy dwa, lecz o całe 21 (lub spaść o 18). Rozwój inteligencji jest wprost proporcjonalny do liczby neuronów i synaps (połączeń międzyneuronalnych), a to można osiągnąć jedynie przy uczeniu się.

No dobrze, ktoś powie, ale jaki to ma związek z czytaniem? A no taki, że czytanie oddziałuje dużo bardziej stymulująco na mózg, niż gra w szachy, rozwiązywanie krzyżówek czy suddoku, działając wielopłaszczyznowo. Udowodniono na przykład, że czytanie nie tylko wpływa na zwiększenie liczby połączeń między komórkami nerwowymi, co wydatnie zwiększa naszą wiedzę i podnosi elokwencję, ale też pozwala się odstresować. Wystarczy tylko 6 minut czytania, a poziom kortyzolu (hormon stresu) spada o 68%. Dla porównania słuchanie muzyki obniża stres o 61 procent, kubek kawy o 54 procent, zaś spacer o 41 procent. Czytanie jest najskuteczniejsze!


SMART UP Akademia Rozwoju
ul. Turkowskiego 11 lok. 5
10-691 Olsztyn
NIP 739-123-10-60
REGON 510 133 077
Santander Bank Polska SA. :
60 1910 1048 2120 0006 3724 0001
tel. 511 026 062
biuro@smart-up.pl

Skontaktuj się z nami

Ta strona używa plików cookies.
Polityka Prywatności    Jak wyłączyć cookies?
AKCEPTUJĘ